 |
|
 |
|
Autor |
Wiadomość |
qpsztal
Dołączył: 17 Wrz 2006
Posty: 46 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z domu
|
Wysłany:
Czw 22:21, 21 Wrz 2006 |
 |
Zamierzam umieszczać tu kolejne rozdziały książki mojego kolegi którą napisał bardzo dawno temu.
Jak narazie na zachętę rzuce wam wstęp i I rozdział. W zależności od waszych reakcji będą sie pojawiać kolejne. Będę wrzucał je po 1 albo 1/2 bo bywają długie. tak więc do czytania
PS posiadam zgode autora na publikacje |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez qpsztal dnia Czw 22:23, 21 Wrz 2006, w całości zmieniany 1 raz
|
|
 |
 |
|
 |
qpsztal
Dołączył: 17 Wrz 2006
Posty: 46 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z domu
|
Wysłany:
Czw 22:23, 21 Wrz 2006 |
 |
Łukasz Zieliński/Słowik
„Świry jakich mało”
Wstęp
Tą książkę dedykuję dwóm największym przyjaciołom jakich można na globie znaleźć. A mianowicie moim najlepszym kumplom jakich kiedykolwiek poznałem, czyli Jarkowi Farbańcowi i Hubertowi Helińskiemu.
A teraz jeszcze kilka słów o samej książce. Więc opowiada ona o pięciu świrach, którzy mają bardzo dużo różnych dziwnych pomysłów. Ale nie są one wcale głupie. Są one tylko dziwne. Poza tym... ech, przecież nie będę wam opowiadał całej książki. Muszę się tylko przyznać do wielu błędów ortograficznych i gramatycznych. Poza tym wiele faktów się nie zgadza przez co ciężko jest umieścić tą książkę w jakimś konkretnym przedziale czasowym. A żeby tego było mało, to jeszcze podkolorowałem kilka rzeczy (dla dobra książki). Oprócz tego nie znałem pewnych informacji dotyczących jakiejś sprawy (świetny przykład na początku – nie miałem bladego pojęcia jak mogą wyglądać egzaminy wstępne na studia, więc wszystko zmyśliłem). No, może znalazłbym jeszcze kilka błędów, potknięć itp., ale po co się zamęczać? Po prostu życzę miłej lektury.
Autor
I – No to na studia
Po zdaniu matury obiecaliśmy sobie, że razem pójdziemy na tą samą uczelnię, a nawet na ten sam kierunek. A więc ja, Hubert, Jarek, Przemek i Grzesiek wybieramy się na UJ (Uniwersytet Jagieloński) w Krakowie na bardzo ambitny kierunek - informatyka. Takie było postanowienie, ale do wykonania jeszcze daleko. Wkońcu jeszcze pozostaje wykonanie zamierzonego celu. Na wakacjach seria egzaminów wstępnych. Na 60 dostępnych miejsc na tym kierunku ubiega się aż 280 osób. Więc szanse, że nasza piątka znajdzie się w tej czołowej sześćdziesiątce jest dość marna. Ale ja nie zamierzam się poddać. Mam nadzieję, że te liczby nie odstraszyły moich kumpli. Więc koniec czerwca zakończył się pierwszym egzaminem (na trzy). Mają w nim odpaść najgorsi. Połowa kandydatów ma stawić się na drugim i trzecim egzaminie wstępnym. Więc trzeba znaleźć się gdzieś wśród 120 osób zajmujących miejsca od 1 do 120.
Po godzinie ślęczenia nad kartką z trzydziestoma pytaniami głównie z informatyki, matematyki i fizyki z zakresu szkoły podstawowej i gimnazjum dochodzę do wniosku, że źle nie jest. Za mną Hubert daje mi znać wymachując łapami, że jest fatalnie. Grzesiek po egzaminie mówił, że gorzej być nie morze i że on nie pamięta już tego co było w gimnazjum. Jarek jak zwykle wszystko pamiętał i sobie poradził. Za dwa dni wyniki.
Jak doczekać do tego magicznego dnia tak, żeby nie wybierać się z Krakowa do domu? Wkońcu mieszkamy wszyscy co najmniej 100 km stąd. Tylko Grzesiek mieszka w Krakowie. A raczej koło Krakowa, bo w Skawinie. Hotel odpada, bo za mało kasy. Ale przecież skoro Grzesiek mieszka w Skawinie to czemu by mu się nie zwalić na łeb. Jak on usłyszał ten pomysł to zaczął nam szybko wyjaśniać, że nie ma miejsca w mieszkaniu. My doszliśmy do wniosku, że jak zwykle przesadza. Więc jedziemy do Skawiny. Grzesiek zaprowadził nas do swojej nory. Mieszka w dziesięciopiętrowym bloku na ósmym piętrze. Dobrze, że ma windę, bo jakby jej nie było, to chyba bym się posrał wchodząc na ósme piętro po schodach. Grzesiek otwiera drzwi i pięcioosobowa banda wchodzi do jednopokojowego mieszkania z malutką kuchnią i łazieneczką. Nawet przedpokoju nie ma.
No i tym sposobem pierwszą noc spędziłem na balkonie razem z Przemkiem, Jarek spał gdzieś w kuchni, a Hubert, znaczy Bercik zasilał swoją osobą toaletę. Gdybym wiedział, że będę tak koczował, to wziął bym sobie chociaż śpiwór. Ale to nic. Po pierwszej nocy nie jest tak źle. Tylko ja i Przemek mamy mały katarek. Nic dziwnego. Tylko my mroziliśmy się na balkonie.
No Trzeba tu wspomnieć trochę o mieszkanku naszego Grzesia. Więc mieszka on w jednopokojowym mieszkanku z niesamowicie malutką kuchnią i niewiele większym klopem. Mieszkanko to posiada balkon, a raczej taras w stosunku do reszty pomieszczeń. Balkon jest większy nawet od pokoju. Zastanawiam się jakiż to budowniczy wymyślił tak popierdolony projekt.
Poranek spędziliśmy grając w jakieś wyścigi na kompie Grześka. Potem poszliśmy wszyscy zagrać w tą samą grę w Cafe-internet przez sieć. Lepiej się ściga pięciu na raz niż ktoś z kimś na jednym komputerze, jednym monitorze i jednej klawiaturze. Potem zjedliśmy obiad w jakiejś knajpie, a dzień podsumowaliśmy przed tą samą knajpą. Po tym uroczystym wypiciu flaszki poszliśmy spać, ale nie u Grzegorza. Jak się rano okazało zasilaliśmy w piątkę chyba najbrudniejszy dworzec PKS jaki w życiu widziałem. No cóż. Tak to już jest kiedy pije się poza domem, a potem nie może się do niego trafić. Ale kij z tym. Trzeba się umyć i przebrać w coś czystego bo o 13:00 wyniki.
Zjedliśmy i wypiliśmy coś u Grześka i polecieliśmy na ten sam dworzec na którym spaliśmy. Wskoczyliśmy w pierwszy bus na Kraków i wszystko mieliśmy w... głębokim, ale to bardzo głębokim... tyłku. Wysiedliśmy pod UJ. Pokłóciliśmy się, gdzie są wyniki, a potem poszukaliśmy ich. Wyniki były na tablicy na holu głównym, czyli tam gdzie była chmara ludu. Podbiegamy, wertujemy pośpiesznie listę z wynikami ale od dołu żeby sprawdzić kto się nie dostał do następnego etapu. Odetchnęliśmy z ulgą. Od dołu do 121 miejsca nie ma nikogo, ale na 120 miejscu siedzi Hubert. No miał rację wymachując tymi łapami na egzaminie. Wyprzedził tego gościa niżej o 0,1 punktu. Miał szczęście. na 66 pozycji widnieje moje nazwisko, na 51 Grześka, na 49 Przemka, a na 5 miejscu uplasował się Jarek. Ale to są szczegóły. Ważne, że za dwa tygodnie wszyscy będziemy pisać coś na białych karteczkach.
Kupiliśmy w sklepie na przeciwko wodę mineralną i wypiliśmy wszystko do dna. Potem wpadł nam do głowy fajny pomysł. Dysponując pięcioma rentami po 625 zł (czyli razem 3125 zł) można wynająć mieszkanie w Krakowie i sobie w nim pomieszkać przez całe studia. Pomysł zamieniliśmy w czyn. Poszliśmy do urzędu miasta i zamieszkamy w mieszkanku trzypokojowym na 65 metrach kwadratowych podłogi. Nawet balkon jest. I to jeszcze mieszkanko w centrum na piątym piętrze. W bloku jest winda. No i wogule. A to wszystko za 400 zł czynszu miesięcznie. A więc zostaje nam 545 zł na osobę. Za prąd płaci się stałą dawkę 70 zł miesięcznie, za wodę 30 zł miesięcznie, za gaz 40 zł, a ogrzewanie wliczone jest w czynsz. I tym sposobem każdy ma 517 zł na własne potrzeby razem z jedzeniem oczywiście. Każdy sponsoruje siebie sam w kwestii konsumpcji. Ale ten sponsoring nie trwał długo. Po trzech dniach zaczęło się nam mylić czyi to serek stoi na stole zakupionym w TESCO za 50 zł. Zaczęliśmy się kłócić o chleb i wogule. Postanowienie jest takie, że każdy odkłada na żarcie 150 zł miesięcznie. Powinno wystarczyć. A jak coś jest potrzebne, czegoś nie ma to po prostu z ktoś bierze kasę z tej kwoty i kupuje co trzeba.
Narazie w mieszkaniu stoi ten stół, siedem taboretów (po 20 zł jeden - prosto z TESCO), kuchenka (na wyposażeniu mieszkania), zlewozmywak (na wyposażeniu mieszkania), junkers (na wyposażeniu mieszkania), wanna (na wyposażeniu mieszkania), klop (na wyposażeniu mieszkania), umywalka (na wyposażeniu mieszkania) i pięć tapczanów (nie na wyposażeniu mieszkania, tylko zakupione w TESCO). I tym sposobem budżet domowy wyraźnie naciągnięty. W życiu nie myślałem, że będę mieszkał z czterema świrami, ale dobra.
któryś dzień z kolei zaowocował tym, że zaczęliśmy grać w piłkę nożną na boisku przed blokiem. Piłka którą kopaliśmy pochodziła z TESCO i kosztowała 15 zł. Nie można teraz kupować nic droższego. No i jeszcze pompka za dychę. W gimnazjum i liceum graliśmy przynajmniej dwa razy w tygodniu. Teraz gramy siedem razy w tygodniu. Grywamy rano, a po południu... różnie to bywa. Wieczorem kujemy do następnych egzaminów.
Tym sposobem kolejny egzamin za nami. Punktacja będzie dopiero po trzecim. Kolejne dwa tygodnie spędziliśmy w podobny sposób. Ale radosna wieść! Wpłynęła renta na konta i znowu mamy kaskę. Oczywiście pierwsze co kupiliśmy to porządna piłka za 60 zł (wiadome skąd - oczywiście z TESCO). Piłka jest naprawdę porządna. Zakupiliśmy pięć biurek i kilka szaf. No i taką fajną meblościankę. Potem każdy z nas pojechał do swojego starego domu i przywiózł z niego komputer i sporo rzeczy osobistych. Zaczęło się robić gęsto w domku. Dokupiliśmy sobie jeszcze jeden stół z TESCO żeby mieć więcej miejsca do robienia burdelu i trochę szafek do kuchni. Jest super. Znowu nie ma kaski. Tylko tyle, co na żarcie i jeszcze każdy ma 50 zł w kieszeni.
I wkońcu ostatni egzamin. Trwał pięć godzin. Test zawierał 100 pytań zamkniętych (czyli do wyboru a, b, c, d) i 50 zadań ze wszystkiego. Np. oblicz prędkość światła na podstawie jakichś tam posranych danych za pomocą jeszcze bardziej pojebanego wzoru (tego nie zrobiłem i nie tylko tego). Większości z tego, co tam była to nawet nie przerabialiśmy wieczorami, a co dopiero w liceum. Czuję, że nie tylko my, bo za mną jak wychodziliśmy szedł jakiś gościu i klął na czym świat stoi.
Dobrze jest. Za dwa dni wyniki. Wieczór spędziliśmy w domu uwalając się skrzynką piwa. Rano leczyliśmy kaca, a po południu graliśmy w nogę. Wieczór spędziliśmy na oglądaniu Wysypiska na Discovery Channel. Potem pograliśmy w jakieś wyścigi. Każdy na swoim komputerze. Ale nie przez sieć. Narazie się nie da. A na koniec obaliliśmy cztery duże 50-centymetrowe pizze z PICCOLO. To taka pizzeria koło pętli tramwajowej po drugiej stronie Wisły. Fajnie się zasypia z pełnym brzuchem.
Rano polecieliśmy na UJ po wyniki! HURRA!!! Wszyscy jesteśmy na liście przyjętych, a żeby tego było mało to jesteśmy w jednej grupie. A teraz trzeba jakoś ambitnie spędzić drugi miesiąc wakacji. Oj, zapomniałem. Przecież studia dopiero od października. Więc dwa miesiące??? Tak, tak, to prawda!
Więc z pięknymi indeksami w łapach maszerujemy przez rynek główny dumni jak pawie. Oczywiście wieczór równie dumni spędziliśmy w knajpie ale nie uwaliliśmy się do utraty świadomości. Po tej wesołej nocy o 5:00 wróciliśmy do domu. Zjedliśmy i poszliśmy grać w nogę. Graliśmy do 15:00, a potem poszliśmy spać. Na następny dzień zakupiliśmy (za kasę na żarcie) pięć kart sieciowych. Potem zamówiliśmy w TP S.A. pakiet internetowy zwany Neostrada za 190 zł miesięcznie. Tylko koszt założenia nas przeraził. 700 zł poszło się paść. Ale fajnie jest. Hmmm... jeszcze tydzień do następnej renciny, a tu kasy na żarcie nawet nie ma, ale grunt, że na każdym komputerze w naszym domu jest net. Bez jedzenia da się żyć, a bez Internetu nie... chyba.
Wypraktykowaliśmy nowy sposób wchodzenia do naszego domu bez użycia klatki schodowej. Więc na dachu zaczepiliśmy linę (bardzo mocną) i pozdrawiając każdego sąsiada tupiąc mu nogami po oknie doszliśmy do naszego windowa. I tu dup. Wypadła szyba. Przemek za mocno kopnął i zamiast okno się otworzyć szyba się połamała. Trudno. 70 zł na szybę. Ale na szklarza nie wydaliśmy ani grosza. Szybę wprawiliśmy sami. Rozkręciliśmy okno, położyliśmy szybę, skręciliśmy okno i dobrze jest. Trochę lata ta szyba ale przynajmniej nie wypada.
Wszystkie pięć komputerów chodzi u nas w domu non-stop. Jak ktoś przy jakimś siedzi to albo przegląda skrzynkę pocztową, albo gra, albo siedzi na czacie. Jak nikt nie siedzi przy jakimś stanowisku to coś się napewno z netu ściąga. W ten sposób Jarek 40-gigowy dysk zawalił jakimiś bzdurami z netu w ciągu tygodnia. Potem zrobił format i dysk znowu świeci pustkami. I tak na okrągło. Wieczorem zawsze gramy w FIFĘ dwóch na dwóch, a piąty ogląda spotkanie na swoim ekranie, a potem gra z tym, który przegrywa. Ostatnio to nawet dochodzi do tego, że na czacie ustalamy przebieg następnego dnia zamiast po prostu się odezwać. Albo jeden wysyła do drugiego maila o treści "co trzeba kupić bo zaraz idę na miasto". |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez qpsztal dnia Czw 22:53, 21 Wrz 2006, w całości zmieniany 1 raz
|
|
 |
 |
Kloze
Dołączył: 21 Wrz 2006
Posty: 5 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kędzierzyn-Koźle / Kraków
|
Wysłany:
Czw 22:48, 21 Wrz 2006 |
 |
Buhehe, fajnie się to czyta po latach Jak sobie pomyślę, że publikacja niegdyś była suroooowo zagrożona, a teraz tak lekką ręką zgodziłem się na to... BOOOŻE, NIE CZYTAJCIE! Przecież to porażka polskiego piśmiennictwa artystycznego!
Prawdę mówiąc podejdźcie do tej lektury z duuużym dystansem. Pisane w latach bardziej dziecinnych, niźli młodzieńczych. Na tamten okres dzieło było niemal wybitne Pamiętasz Qpsztal rok produkcji? Ja szczerze mówiąc sobie nie przypominam. A wracając do samego dzieła, to sądzę, że i do tej pory znajduje się tam wiele motywów, z których można brechtać równo. Jednak całość... Radzę faktycznie podchodzić do książki z dużym dystansem. Fabuła, wstęp, sytuacje wymyślone niemal genialnie - brakuje mi tu tylko większej spójności.
Jak na to patrzę, czytam to wszystko... mam ochotę cofnąć się w tamte lata i spróbować jeszcze raz, od początku. Wiem, że to nie miałoby takiego smaczku, jak to pierwsze, jednak następnym razem postawię na profesjonalizm. O ile w ogóle na coś postawię  |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
 |
 |
qpsztal
Dołączył: 17 Wrz 2006
Posty: 46 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z domu
|
Wysłany:
Sob 22:26, 23 Wrz 2006 |
 |
II – Nasze hobby
Te dwa miesiące minęły dość szybciutko. Teraz zaczął się "rok szkolny". Nie pamiętam, jak to się fachowo nazywa. Ale nie ważne. O uczelni nie będę zbyt wiele opowiadał, bo to nie ma sensu. Ale jedna sytuacja z początku roku bardzo mi się spodobała. Obudziłem się za późno, a raczej nie zostałem obudzony przez kumpli. Bardzo śmieszny kawał. Nawet uszy mi zatkali, żebym się sam nie obudził. Chcieli, żebym się spóźnił. Ale kij z tym. Po dziesięciu minutach od momentu w którym się obudziłem biegłem już na uczelnię. Bez śniadania. Nawet się nie umyłem i nawet się porządnie nie ubrałem. Leciałem na UJ w spodenkach do grania w nogę i koszulce z Realu Madryt. Z tyłu widniało bardzo sławne nazwisko: Zidane. Wpadłem na salę wykładową z 20-minutowym spóźnieniem zwracając na siebie uwagę 30-osobowej grupy i jednego wykładowcy. Wkońcu trzasnąłem drzwiami i siadłem na swoim miejscu jakby nic się nie stało. Dostałem opierdol i żyłem sobie dalej. Wkońcu od tego się nie umiera. Powiedziałem "przepraszam" i wszystko jest O.K. Odegrałem się tym dupkom następnego dnia. Wyłączyłem im w nocy budziki i poszedłem. Nawet nie próbuję wam opisywać jak wpadają w tych samych warunkach, co ja aż cztery zwariowane osoby (z czego jedna jeszcze w piżamce).
Ważniejsze jest to, że znowu jest kaska i trzeba ją jakoś sensownie zainwestować. Więc poszliśmy na mecz Wisły Kraków z FC Schalke 04 Galsenkirchen (eliminacje UEFA Champions League) i zobaczyliśmy jak nasz bramkarz, Sarnat, kapituluje aż cztery razy, zaś bramkarz Schalke tylko raz. Ale został zaskoczony przez własnego zawodnika. Samobójczą bramkę strzelił Polsen. Więc przegraliśmy 4:1. Jeszcze rewanż w Niemczech. Po meczu kibice krzyczeli wynik tego rewanżu: "Schalke 0:4 Wisła Kraków. Fajnie to wygląda. Jeszcze fajniej się tego słucha.
Resztę kaski zostawiliśmy i za miesiąc kupimy kamerę. Będzie jazda. Już nawet mamy plany co do zagospodarowania tego sprzętu. No chociaż jeszcze wydaliśmy trochę kasy. Założyliśmy se kablówkę i kupiliśmy kartę telewizyjną. Od tej pory nagrywamy na płytę każdy mecz jaki tylko jest rozgrywany i transmitowany w telewizji. Potem sprzedajemy ten towar na Allegro. Nawet schodzi. 15 zł od płyty z ulubionym meczem swojej drużyny to dość duża gratka dla niektórych osób. Po dwóch tygodniach nawet mamy stałych klientów którym wysyłamy ciągle aktualizowane listy z meczami jakie mamy, oni wybierają co chcą, a my wystawiamy to na Allegro. Oni oczywiście kupują. Na jednej aukcji schodzą trzy-cztery płyty. Czyli około 60 zł tygodniowo. Poza tym nagrywamy fajne filmy ale tylko dla siebie, bo tego już nie można sprzedać.
Zaczęliśmy też ostatnio grać w fajną gierkę, którą ściągnęliśmy z sieci. Gierka nazywa się Sensible World of Soccer 95/96 czy coś takiego. Świetna piłka nożna. Ćwiczymy grając mnóstwo meczy dziennie. Tak po dwóch tygodniach jak nie włączymy SWoS'a to chorujemy następnego dnia na brak kontaktu z piłką nożną. A z piłką nożną mamy kontakt praktycznie wszędzie. Każdy z nas ma zawsze na sobie koszulkę z jakiegoś klubu jakiegoś zawodnika (wyobraźcie sobie, jak na UJ w tłum studentów w garniturach wchodzi Roberto Carlos z Realu, Klinnsmann z Bayernu, Del Piero z Juwentusu, Owen z Liverpulu i Rui Costa z Porto), wszystkie zeszyty jakie mamy mają na okładce piłkę lub piłki i tym podobne. Nawet przed blokiem wycięliśmy z żywopłotu kilka piłek do nogi. Sąsiadom nawet się podoba. A teraz zamierzamy wybudować ogromną piłkę nożną (a raczej dom w kształcie piłki takiej w czarne łaty na białym tle), ale to jest bardzo odległym i drogim marzeniem. Myślę, że nawet nigdy czegoś takiego nie zrobimy.
Dorywczo zbieramy jeszcze karty telefoniczne. Mamy coś koło 300 sztuk, ale nie poświęcamy temu tyle czasu, co piłce i nauce oczywiście. Nie można zapominać, że już miesiąc jesteśmy na studiach. Nie da się ukryć, że uczyć się trzeba mimo wszystko. A teraz, kiedy nadchodzi zima, to nawet będzie trochę więcej czasu, bo w piłkę grać nie będziemy. A ta nauka to nawet nam leci. Wkońcu nie jest tak źle. To tu się coś ściągnie, to tam się poszpera. Ale generalnie to uczymy się w miarę systematycznie.
Kolejny miesiąc minął. Z balkonu od czasu do czasu kameruję mecz na boisku rozgrywany przez pozostałą czwórkę z jakimiś ośmioma dupkami z gimnazjum. Zazwyczaj dostawali wpieprz tak 5:2, 6:3. Ale czasami zdarzały się remisy. Nawet raz w ciągu 90 minut gry nie padła ani jedna bramka. Raz też mecz rozstrzygnął się w karnych. Niestety nie mamy dobrego bramkarza, więc przegraliśmy 8:7. Ale było fajnie.
Na Allegro tymczasem jesteśmy już szczęśliwymi posiadaczami niebieskiej gwiazdki, co oznacza, że mamy więcej niż 25 pozytywnych komentarzy. Najlepiej rozchodzą się mecze Wisły w Lidze Mistrzów i Reprezentacji Polski w Eliminacjach Mistrzostw Europy. Jedni i drudzy zazwyczaj dostają baty, ale za to nigdy nie do zera i nigdy nie ma hokejowego wyniku. A mecze wcale nie są złe.
No i znowu odbiła nam piłkarska palma (a raczej piłka). Zrobiliśmy piłkę z drewna, uszczelniliśmy ją i wycięliśmy u góry okrągłą dziurę. Potem zrobiliśmy spływ na Wiśle. Zaczął się on od mostu Dębnickiego, a miał się skończyć na moście kolejowym. Niestety, ale bardzo ciężko jest utrzymać równowagę w okrągłej łodzi. Ma ona tendencje do toczenia się w wodzie. Można było zamontować jakieś pływaki. No i dopłynęliśmy do mostu Grunwaldzkiego i tam obróciliśmy się do góry dnem (o ile można w okrągłej kuli znaleźć dno. Potem znaleźliśmy inne zastosowanie naszego wynalazku. Przecież jak się piłka obróci i zanurzy się w wodzie to zatrzymuje w sobie powietrze. Czyli można nurkować. Ale nie na długo, bo powietrze w takiej bańce kiedyś się kończy. Tylko trzeba zrobić coś, żeby tym razem piłka się nie obracała. Szkoda tylko, że do takiej prowizorycznej łodzi wchodziła tylko jedna osoba. Niestety pomysł nurkowania wybili nam z głowy panowie policjanci. Zabrali nam piłkę i powiedzieli, że pływać w nie zarejestrowanych łodziach nie wolno. Powiedzieli też, że kary nam nie wlepią, bo tak oryginalnego pomysłu dawno nie widzieli, ale mamy tak więcej nie robić. Obiecaliśmy, że nie będziemy i grzecznie poszliśmy do domu.
Ten wynalazek udowodnił nam, że do Wysypiska to my się nie nadajemy. Nawet nie potrafimy przewidzieć, że okrągła piłka będzie się obracała bez pływaków. Wkońcu majstersztyki to my nie jesteśmy. To dopiero pierwsze nieśmiałe kroki świrów na drodze do doskonałości.
Ale w sprzedawaniu to my źli nie jesteśmy. Wpadliśmy na pomysł, żeby co niedzielę sprzedawać nasze meczyki na giełdzie komputerowej koło autostrady. Tam przychodzi dużo ludzi i może coś kupią. Cena nadal wynosi 15 zł. Na giełdzie za miejsce do sprzedawania płaci się 50 zł. Oczywiście to najniższa stawka. Jest to punkt pod gołym niebem. Na hali zapłacilibyśmy dwa razy tyle. Więc wynajęliśmy taki punkcik na cztery niedziele (200 zł) i sprzedaliśmy 55 meczy (825 zł jak umiem liczyć). Zrezygnowaliśmy z tego pomysłu ze względu na to, że nikomu nie chce się stać całą niedzielę na stoisku. Nawet za takie pieniądze.
Ach! Zapomniałem wspomnieć o naszej jeszcze jednej pasji. Może nie ostatniej. Jak każdy, kto wręcz nałogowo gra w piłkę nożną, to musi też nałogowo pić Coca-Colę. To uwielbiam. Jak nie było kasy, to nie kupowaliśmy i nawet o tym nie wspominałem. Teraz po tym jak zarobiliśmy 400 zł na giełdzie, to co dwa dni kupujemy zgrzewkę i zawsze znika w całości. Nawet raz zaszpanowaliśmy i wydaliśmy 280 zł na 20 zgrzewek. Była promocja w TESCO. 14 zł za 15 litrów Coca-Coli. Czyli do domu przywlekliśmy, bo tylko tak ten wyczyn można nazwać, 300 litrów napoju życia. No ale na tym się zabawa nie kończy. Napisaliśmy do Coca-Coli list z prośbą o jakieś gadżety, ale każdy żeby przysłali po pięć, bo właśnie tyle nas jest. A żeby im udowodnić nasze zamiłowanie do Coca-Coli wysłaliśmy im w załączniku kasetę z filmem jak to wlekliśmy 20 zgrzewek spod TESCO do domu bez kontaktu z żadnym środkiem komunikacji. Myślę, że za miesiąc lub dwa wyślą nam coś. Chociaż zastanawiam się, czy wogule odpiszą.
Jak każdy zdrowy i normalny mężczyzna (nie myślcie sobie, że jesteśmy nienormalni tylko dlatego, że słabo widzimy) mamy jeszcze jedną rzecz którą lubimy (o ile można to nazwać tak po prostu rzeczą). Poprostu oglądamy się za każdą co ładniejszą dziewczyną na mieście jak zahipnotyzowani. I tu trzeba wspomnieć, że w klasie w liceum mieliśmy bardzo ładne koleżanki. Teraz nawet nie wiemy, gdzie się podziewają. Doszły mnie słuchy, że jedna z tych lasek, Sabina, uczy się gdzieś w Warszawie. W grudniu Sylwia napisała maila, że jest w Hamburgu. Hmmm... nie chcę się zastanawiać, co tam robi. Wolę nawet o tym nie myśleć. A do Jarka odezwała się jego miłość z liceum czyli Kasiunia. Szkoda, że ona o tej miłości nigdy się nie dowiedziała. Jaruś pała do niej tym wielkim uczuciem do tej pory. A Kasia nie zauważając tego faktu też darzy wielką przyjaźnią Jarka. Tak sobie myślę, że szkoda, iż Jarek nie nazywa się Tomek. Wtedy napewno Kasia by go pokochała i mielibyśmy parę wariatów, którą warto by było nagrać i wysłać do TVN. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
 |
 |
Kloze
Dołączył: 21 Wrz 2006
Posty: 5 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kędzierzyn-Koźle / Kraków
|
Wysłany:
Pon 8:04, 25 Wrz 2006 |
 |
Ktoś to czyta?  |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
 |
 |
Kwiatek
Marcin Prokop
Dołączył: 15 Wrz 2006
Posty: 334 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: ODPOWIEDŹ TO... 42
|
Wysłany:
Pon 8:43, 25 Wrz 2006 |
 |
W sumie to ja to czytam. Powiem Ci, że spodziewałem się czegoś o wiele gorszego, jednak to jest stosunkowo ciekawe i strasznie wciąga. Tylko troche dużo przekleństw... postarajcie sie je ocenzurować. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
 |
 |
qpsztal
Dołączył: 17 Wrz 2006
Posty: 46 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z domu
|
Wysłany:
Pon 21:59, 25 Wrz 2006 |
 |
III – Święta, święta i po świętach
Wyobraźcie sobie, że jak każdy cywilizowany i wierzący człowiek my też obchodzimy święta. Wszak nie będą one wyglądały tak, jak powinny wyglądać. Będą to święta w innym wydaniu. Przynajmniej ja tak czuję.
Narazie kupiliśmy w TESCO choinkę. Taka półtorametrowa z zielonymi sztucznymi igłami. Jest bardzo gęsta. Szkoda tylko, że kosztuje 130 zł. Jak na mój gust to trochę przydrogo, ale do TESCO mamy tylko 100 metrów. To bardzo blisko. Dokupiliśmy jeszcze jakieś bombki. No i jakiś łańcuch. Potem przyszło nam ubrać choinę. Więc po wszystkich zakupach rozłożyliśmy ją i postawiliśmy na balkonie. W domu nie ma za bardzo miejsca na takie coś. Potem powiesiliśmy złoty łańcuch na poręczy balkonu, a bąbki powiesiliśmy na sznurkach do suszenia prania. Teraz to fajnie wygląda. Światełek nie kupowaliśmy. Nie ma sensu marnować prądu na takie bzdury. Pod choinkę kupiliśmy sobie gofrownicę i toster. Prezent jak znalazł dla wszystkich. Aha. Jeszcze kupiliśmy sobie telefon stacjonarny, bo jak do tej pory, to płacimy abonament w TP S.A., a wcale nie korzystamy z możliwości, jakie ona daje.
Sylwester spędziliśmy wieczorem grając przed blokiem w nogę. Ciężko było (i zimno), ale jakoś się grało. Potem nakropiliśmy się piwem i wrzuciliśmy na ruszt kilka gofrów. Jeszcze obejrzeliśmy sobie mecz z 13 listopada Polska - Walia. Wygrali nasi 1:0. Potem po pijaku zamówiliśmy pizze. Po konsumpcji zaczęliśmy szukać swoich łóżek. Jak dobrze pamiętam była 4:00 jak szliśmy spać.
No a po świętach, które nam dość szybko minęły (a nawet fajnie było) wróciliśmy do nauki. Wkońcu będą jakieś egzaminy zaliczeniowe czy coś takiego. Więc teraz dużo się uczymy. Poza tym gramy czasami w SWoS'a. Jeszcze za dobrze nam nie idzie. Jesteśmy nowicjuszami, ale grając na przykład Lazio potrafimy wygrać z drużyną typu Zagłębie Lubin. Jeszcze dwa miesiące i będziemy mistrze w tej jakże świetnej grze. Ja jako jedyny z naszej paczki stawiam sobie wysokie poprzeczki i jako jedyny postanowiłem zagrać tryb kariery. Wziąłem sobie swoją ulubioną drużynę czyli Bayern Monachium i brnę nią w niemieckiej Bundeslidze coraz to... niżej i niżej. Narazie spadłem do drugiej ligi. Ale na szczęście dalej się nie da.
Wielki dzień dla naszego nałogu. Coca-Cola Company odpisała! Bardzo im się spodobał oryginalny pomysł przenoszenia takich ilości tego świętego napoju. Doszli do wniosku, że warto ten materiał wykorzystać w reklamie. Pytają się czy mogą, a w zamian dorzucają całe mnóstwo czapeczek, koszulek, spodenek, naklejek, flag, chorągiewek Coca-Coli o które zresztą prosiliśmy. Fajnie jest. Napisali, że jeżeli nam coś nie odpowiada, to mamy dzwonić do samego dyrektora działu reklamy. Nic nie możemy pisać, bo to zbyt długo trwa. Więc chwytamy za świeżo zainstalowany aparat telefoniczny, a w słuchawce odzywa się głos takiej miłej pani "włóż kartę". Co jest kurwa! Przecież to nie budka telefoniczna. Coś się musiało pojebać w telekomunie. Więc zapitalamy do telepunktu i informujemy o zaistniałej sytuacji. Tam mówią nam, że to niemożliwe. Ale obiecali, że przyjdą do nas i sprawdzą. My kupujemy kartę telefoniczną i korzystamy z budki telefonicznej koło TESCO, żeby zadzwonić w sprawie Coca-Coli. Do tej całej masy rzeczy chcemy jeszcze dorzucić trochę kasy lub zapas napoju na rok. Zgodzili się na zapas. Kasy dać nie chcą. Teraz trzeba czekać na paczkę i na reklamę w której role główne gra nasza piątka. Hehe. To aż nie możliwe, że nam się udało takim zwykłym przypadkiem. Przecież my nie chcieliśmy tak wiele, a dostaliśmy więcej niż ktokolwiek inny.
Przyszli ci z telekomuny i sami zobaczyli, co się dzieje. Nie wierzyli własnym uszom. W słuchawce na okrągło brzmiało "włóż kartę". Więc oddali nam cały abonament za czasy, w których nie było możliwości korzystania z telefonu, naprawili i poszli. A my teraz dzwonimy. Jarek pierwszy skorzystał z telefonu i zaprosił do nas Kasię. Cholera! Czy ktoś się go pytał, czy my ją tu zapraszamy? Przecież on tu sam nie mieszka. Więc na następny dzień (w sobotę) o 11:00 zapukała Kasia. Przemek wstał i powiedział, że idzie do TESCO i wróci dopiero jak ona stąd wyjdzie. W jego ślady poszedł Hubi i Grzesiek, a ja z Jarkiem zostaliśmy z Kasią. Fajnie było. Nawet nie wiedzą, co stracili. Była świetna zabawa. Jak Kasia pojechała (była 18:00) to poszliśmy do TESCO po naszych współmieszkańców. Siedzieli właśnie i testowali system kina domowego SONY. Ciekawe jak to jest spędzić 7 godzin w hipermarkecie. Wolę tego nie sprawdzać.
Do naszych drzwi we wtorek zapukał pan z poczty i powiedział, żebyśmy pokwitowali mu odbiór paczki. Ale gdzie ta paczka jest? Przecież on jej nie ma. Po zadaniu mu tego pytania przeżyliśmy szok termiczny. Facet bez żadnego wahania powiedział, że jak chcemy, to sami se ją mamy wnieść, bo on tego tu nie będzie taszczył. Paczka stała przed blokiem. Było to olbrzymie pudło (4 metry wysokości, 7 metrów długości i 3 metry szerokości) i ważyło chyba z tonę. Coca-Cola zbyt dosłownie wzięła sobie słowo zapas do serca. Zapas napoju na cały rok znajdował się w tej przesyłce razem z tymi różnymi ciuszkami, czapkami i wogule. No to przejebane. Gdzie my to zmieścimy. Więc rozpakowaliśmy to na dworze i wnieśliśmy większość zgrzewek do piwnicy, której od dawna nie używaliśmy. Napchaliśmy ją do pełna. I tak wszystko się nie zmieściło. Tak jeszcze 20 - 30 zgrzewek będzie stało w domu. Z resztą nie było problemów. Wszystko wsadziliśmy do szafy. Jakoś to wygląda. Teraz na największej ścianie wisi olbrzymi czerwony neon Coca-Coli. Jest poprostu zajebisty. A poza tym obkleiliśmy pół domu naklejkami. Trzeba będzie pograć w nogę. Wkońcu powoli zbliżają się ferie zimowe i będzie na to dużo czasu. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
 |
 |
Kloze
Dołączył: 21 Wrz 2006
Posty: 5 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kędzierzyn-Koźle / Kraków
|
Wysłany:
Czw 17:47, 12 Paź 2006 |
 |
Ufff... dawno nie zaglądałem.
@kwiatek
W sumie pisząc to starałem się przekleństwa umieszczać w najbardziej odpowiednich do tego momentach. Wtedy brzmiało ok. Teraz? Hmmm... No fakt, trochę za dużo.
Cenzury już nie będzie. Generalnie już z tym nic nie będę chyba robił. Niemniej zbieram siły do napisania czegoś nieco bardziej realnego, opartego na świecie rzeczywistym. Będzie ciekawsze?  |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
 |
 |
Kwiatek
Marcin Prokop
Dołączył: 15 Wrz 2006
Posty: 334 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: ODPOWIEDŹ TO... 42
|
Wysłany:
Czw 21:48, 12 Paź 2006 |
 |
No pisz, pewno, ze będzie ciekwe. Jeśli chodzi o te przekleństwa to wcale sie nie gniewam, teraz i tak nikt tego nie przestrzega...  |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
 |
 |
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
|
|
|
 |
|
 |
|