FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Idż Na Front (opowiadanie) Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
Kwiatek
Marcin Prokop



Dołączył: 15 Wrz 2006
Posty: 334
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: ODPOWIEDŹ TO... 42

PostWysłany: Wto 20:34, 19 Wrz 2006 Powrót do góry

Mam zamiar w tym temacie przedstawić wam opowiadanie, które obmyśliłem siedząc z Heretykiem na Clodzie. Będzie ono opisane w wielu postach (coś na rodzaj rozdziałów). Cóż, to zaczynamy:

- Jak to możliwe? To jest, to jest niedopuszczalne! - wykrzyknął Marcin rzucając gazetę na podłogę kuchni.
Marcin Shmidt mieszkał w Katowicach, przy ulicy Piłsudskiego. Marcin należał do ludzi bogatych toteż jego dom był dobrze umeblowany.
- Panie Marcinie, proszę się nie martwić, Niemcy nic nam nie zrobią, jesteśmy cywilami. - Martyna, jego gospodyni była kobietą bardzo opanowaną i spokojną, nie miała zamiaru zamartwiać się nagłą napaścią III Rzeszy na Polskę. - Jedyne co nam mogą zrobić to ubrudzić nasze domy swoimi wojsko...
Nagle jej wypowiedź przerwał huk silników wielu samolotów, brzmiało to strasznie, jakby cały świat miał się zaraz zawalić prosto na ich głowy.
Zanim zdążyła się zorientować Marcin złapał ją za ramie i wyciągnął z mieszkania. Przebiegając przez pokój gościnny zdołał zabrać jedynie aktówkę i cylinder.
- Nalot, musimy uciekać do schronu! - zbiegając po schodach kamienicy założył cylinder - Czasu jest mało, lada moment tu będą!
- Nie możemy uciekać, tyle rzeczy zostało w domu: złota waza, - wymieniała - porcelana...
Tym razem to już świst spadających bomb przerwał jej. Bomba trafiła w sąsiednią kamienice, ciężki bombowiec zataczał koło nad dzielnicą.
Po chwili udało im się uciec z budynku. Na ulicy panował straszny harmider, ludzie uciekali gdzie popadnie. Marcin zobaczył, że jego Volkswagen jest jeszcze cały. Nie zabrał z domu kluczy, przeklinał ten dzień, pierwszy września. Złapał Martynę za rękę i znowu zaczął biec, tym razem w kierunku schronu...
- Mam nadzieje, że jeszcze jest miejsce w schronie - Martyna dopiero teraz uświadamiała sobie co się dzieje.
Biegli między zniszczonymi od bomb ulicami. Wielkie leje utrudniałyby jazdę samochodem pomyślał Marcin. Na swojej drodze spotkali wielu ludzi: jedni płakali z powodu utraty bliskich im osób; inni w popłochu uciekali - zero organizacji.
Po paru minutach dobiegli do ulicy Miejskiej, gdzie znajdował się schron. W środku nie było już prawie miejsca, żołnierze nie wpuszczali wszystkich, jednak Marcin był właścicielem sieci aptek więc żołnierz zrobił mu miejsce w środku, usiedli na jednej z metalowych ławek. Schron nie był zbyt przytulnym miejscem, betonowe, grube ściany i metalowe drzwi nie przepowiadały szybkiego powrotu do domu...
- Jestem tym wstrząśnięta - oświadczyła Martyna. Jej głos był ledwo słyszalny w zgiełku jaki tam panował toteż Marcin mógł go nie usłyszeć, wszak nie zareagował wcale, tylko wywracał oczami w charakterystycznym dla niego opanowaniu.
Nie minęło dwadzieścia minut kiedy do schronu wszedł jakiś żołnierz, kapral, miał bardzo brudny mundur, cały w sadzy.
- Witam serdecznie - oświadczył zakładając mauzera na ramie. - nazywam się Jarosław Ratajczak, mam specjalne oświadczenie o zaciągu do wojska. - ludzie zaczęli burzliwie rozmawiać, zgiełk był jeszcze głośniejszy niż przedtem - Proszę o cisze! Jeżeli ktoś będzie chciał zaciągnąć się do wojska, by bronić ojczyznę, przed drzwiami wisi plakat w którym znajdują się szczegóły... - widząc reakcje ludzi machnął w zrezygnowaniu ręką i wyszedł.
Marcin szybko przemyślał wszystkie aspekty zaciągu do wojska. Jego ojciec był Niemcem, matka Polką, po której miał stronie stanąć? Urodził się w Polsce, mieszkał w Polsce, postanowił bronić Polski...
Po paru minutach do schronu wszedł kapral Jarosław i jakiś szeregowy.
- Możecie wychodzić, bombardowanie skończone...
Tym razem ludzie też nie pozwolili kapralowi Jarosławowi dokończyć. I tym razem zrezygnowany machnął ręką, wyszedł zostawiając drzwi od schronu otwarte. Ludzie zaczęli wychodzić. Marcin zastanawiali się nad wstąpieniem do wojska. Przechodząc obok drzwi zerwał plakat, aby przemyśleć to jeszcze.
- Mam nadzieje, że nasza kamienica jeszcze stoi - mówiła Martyna - szkoda by było, prawda panie Marcinie?
Marcin miał inne zmartwienie więc postanowił to przemilczeć. Po paru minutach okazało się, że kamienica stoi cała.
Przez resztę dnia Marcin nie odzywał się wcale.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Kwiatek dnia Śro 14:52, 11 Paź 2006, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Cukier




Dołączył: 16 Wrz 2006
Posty: 41
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z cukierniczki :)

PostWysłany: Wto 20:40, 19 Wrz 2006 Powrót do góry

ooo dobre Smile
jeszcze jeszcze


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Kwiatek
Marcin Prokop



Dołączył: 15 Wrz 2006
Posty: 334
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: ODPOWIEDŹ TO... 42

PostWysłany: Śro 9:55, 20 Wrz 2006 Powrót do góry

Ranek był bardzo mroźny, katowickie ulice pełne były lejów po bombach z wczorajszego bombardowania. Marcin szedł właśnie na ulice Niepodległości gdzie znajdowała się komisja rekrutacyjna do wojska. Przez całą drogę myślał o słowach Martyny: To jest bardzo nierozważne z pana strony - mówiła - proszę to lepiej przemyśleć. Jednak on przemyślał to dawno temu, nie miał zamiaru się teraz wycofać.
Ulice były puste, gdzieniegdzie tylko widać było jakieś zniszczone pojazdy i ofiary nalotu. Już jakieś dwadzieścia kilometrów od nich znajdował się front, artyleria cicho dudniła w oddali. Dzień i noc walki, ludzie pewnie padają tam z wyczerpania - myślał Marcin. Szedł tak jeszcze przez kilka minut. Gmach komisji rekrutacyjnej był kiedyś, przed wojną teatrem, Marcin często tu bywał. Wszedł do środka. Drzwi były jak zwykle otwarte, na końcu długiego przedsionka znajdowała się kasa z biletami, teraz niestety zamknięta, przed nią ustawiono stolik za którym siedział żołnierz wertujący papiery. Marcin przeszedł się po ubłoconym, czerwonym dywanie do końca przedsionka.
- Witam pana - mówił - ja, w sprawie rekrutacji.
- Witam, nie mamy dzisiaj zbyt wielu ochotników - odpowiedział mu żołnierz - proszę tu wpisać swoje dane - podał Marcinowi dokument.
Marcin bardzo dokładni wpisał swoje dane, bardzo chciał być żołnierzem.
- Proszę, skończyłem - podał dokument żołnierzowi.
- Niech pan tu zaczeka kilka minutek - żołnierz wziął kartkę, wstał i wyszedł do sąsiednich drzwi.
Sala była bardzo piękna: obrazy na ścianach, złocenia itd. Czemu Marcin nie dostrzegł tego wcześniej, przecież bywał ty przynajmniej dwa razy w miesiącu. Po paru minutach wrócił żołnierz.
- Proszę do komisji pnie Marcinie - wskazał ręką na drzwi.
Marcin posłusznie wszedł do środka. Na końcu sali, koło sceny siedziało pięciu oficerów, Shmidt podszedł do nich.
- Pan zapewne jest Marcin Shmidt - stwierdził jeden z nich, niski, łysy z blizną na lewym policzku - nazywam się Robert Pawłowski i jestem szefem komisji.
- Owszem, to ja. Chce się zaciągnąć do wojska.
- Naturalnie, ale najpierw zrobimy panu kilka badań.
Badali go przez około pół godziny, zrobili mu wszystkie możliwe do zrobieni testy, niestety nie wszystkie były pozytywne...
- Panie Marcinie, ma pan astmę, na dodatek pan pali... krucho z bieganiem, co?
- Być może, ale i tak bardzo pragnę dostać się do wojska - mówił to bardzo prawdziwie. - dajcie mnie gdziekolwiek.
- Z pana chorobami możemy posłać pana na czołg, przydzielam pana do 12 Brygady 7TP Śląsk. Proszę się tu zgłosić wieczorem.
- Dziękuje bardzo, sprawdzę się, zobaczą panowie - wyszedł.
Miasto wydawało się być puste. Wszyscy migrowali na tereny położone dalej od frontu. Nie było żywej duszy, Marcin przypuszczał, że jutro Niemcy wedrą się do miasta, teraz byli już na rogatkach, jednak dzielna, polska armia nie dawała za wygraną.

***

- Jak pan mógł to zrobić? To nie jest pana warte - Martyna wydawała się być bardzo zmartwiona - Nie lepiej uciekać z nami pod Warszawę? Sławek ma jeszcze miejsce w swoim samochodzie...
- Proszę dać spokój, - przerwał jej Marcin - to i tak już nic nie da, z resztą i tak bym nie chciał z wami jechać, wole bronić niż być bronionym.
Martyna nie powiedziała już nic na ten temat, pakowała się w skupieniu, Marcin pozwolił jej zabrać porcelanę i złotą wazę które tak kochała. Wspólny obiad przerwał im odgłos klaksonu. Martyna poszła na taras sprawdzić co się stało, po chwili wróciła zadowolona.
- No, panie Marcinie, musimy się żegnać, przyjechali po mnie.
- Zobaczymy się jeszcze - Marcin przytulił ją mocno do siebie - Bywaj Martyno, do zobaczenia.
Wyjrzał przez okno kiedy samochód Sławka znikał za rogiem. Teraz Marcin został sam. Spakował swoje rzeczy, w spokoju oglądał zniszczoną od niemieckich pocisków okolice. Siedział w domu do wieczora, następnie wstał, zabrał swoje rzeczy i ruszył w stronę ulicy Niepodległości.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Kwiatek dnia Śro 14:58, 11 Paź 2006, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Kwiatek
Marcin Prokop



Dołączył: 15 Wrz 2006
Posty: 334
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: ODPOWIEDŹ TO... 42

PostWysłany: Czw 23:27, 21 Wrz 2006 Powrót do góry

Na ulice Niepodległości doszedł o 19:36, bylo jeszcze jasno. Przy starym teatrze stały dwie ciężarówki i około dwudziestu mężczyzn w mundurach, podszedł bliżej. Jedna twarz wydawała mu się znana.
- No, no, kogo my tu mamy? Pan Marcin Shmidt. - odezwał się jeden z żołnierzy. Marcin znał go. Karol Zawadzki, kiedyś pracowal w jednej z aptek Shmidta. Marcin zwolnił go pare miesięcy wcześniej.
- Co Ty tu robisz?
- Jestem plutonowym, to ja dowadze 12 Brygadą 7TP Śląsk. - odpowiedział dumnie.
- Gdzie mam się zgłosić? - Marcim zdjął cylinder i podrapal się po głowie.
- Tam - Zawadzki wskazał na kabine pierwszego pojazdu. - tam dostaniesz mundur. Jak już go otrzymasz wróć do mnie, chce z tobą porozmawiać...
Marcin szybkim krokiem poszedł w strone kabiny. Przebijał się przez niezorganizowanych żołnierzy z myślą, że Karol może się teraz na nim zemścić. Podał swoje wymiary, pokazał papiery i otrzymał mundur który od razu założył w ciężarówce. Mundur pasował jak ulał, nigdy wcześniej Shmidt nie nosił tego typu odzienia, więc nie bardzo mugł się w tym odnaleźć. Kwestia czasu - myślal.
- Czego ode mnie chciałeś?
- Spokojnie, od teraz jestem twoim przełożonym i prosze się do mnie zwracać panie plutonwy Zawadzki. Wcześniej Ty byłeś moim, nie traktowałeś mnie źle, nie mam Ci za złe, że mnie zwolniłeś. Chciałem Ci tylko powiedzieć, że będziesz ze mną jeżdził na jednym czolgu... Chce Cię mieć koło siebie Shmidt.
Shmidt nie wiedział co miał powiedzieć, w jednym czołgu z plutonowym - całkiem bezpieczna opcja...
Po paru minutach kiedy wszyscy byli już gotowi Zawadzki wydał rozkaz do załadowania się do pojazdów i już po chwili jechali do bazy...

***

Po zaledwie dwuch godzinach transport dojechal do swojego celu. Żołnierze szybko wysiedli z ciężarówek i ustawili się w szyku.
- Jesteśmy na miejscu. Teraz dostaniecie miejsce w barakach i już od rana zajmiemy się waszym treningiem. - Zawadzki mówił bardzo stanwczym głosem. - Teraz dostaniecie kola...
Warkot silników wyjeżdrzającego z baraku 7TP przeszkodził mu. Czołg pojechal w strone Katowic.
- Tam - wskazał na pierwszy od lewej barak - jest kuchnia. Idźcie na kolacje. Spotkamy się jutro rano, lepiej się wyśpijcie Teraz musze jechać do Częstochowy. - Zawadzki szybkim, krokiem wsiadł do jednej z ciężarówek, która właśnie odjeżdrzała.
Jeden z oficerów zaprowadził szeregowych do kuchi gdzie dostali jakieś malo przyjemne (w wyglądzie i zapachu) jedzenie. Zdażało mi się w coś takiego wdepnąć, ale nigdy tego nie jadłem - myślal Marcin.
Po kolacji ten sam oficer pokazał im baraki i powiedział im jak mają się ulokować. Nie mineło pare minut jak Marcinowi udało się zdobyć miejsce na dolnym piętrze dwu piętrowej pryczy. Szybko się rozpakowal i tak jak doradzal Zawadzki poszedł spać... Musiał być wypoczęty na jutrzejszy cięzki dzień.

***

- Pobódka!! - Krzyczał Zawadzki - Już 6, a wy ciągle śpicie! Kogo mam trenować?! Ubierać się, za dziesięć minut trening sprawnościowy, potem dostaniecie śniadanie!!
Wszyscy w mgnieniu oka ubrali się i wyszli przed barak. Zawadzki męczył ich przed barakiem jakieś pół godziny, potem kazał im biegać przez kolejne pół. Marcin nie miał zbyt dobrej kondycji i choć nie dawał rady to przyłożył się i ukończył bieg jako przedostatni.
Po forsownym treningu dostali śniadanie. Tuż po śniadaniu Zawadzki zaprowadził ich przed barak z ktorego wyjechał właśnie 7TP i zaczął ich uczyć teorii:
- To jest czołg 7TP, - mówił - potocznie nazywamy takie "tepekiem"...
Wykład Zawadzkiego trwał około godziny. Po wykładzie Zawadzki podzielił szeregowych na gr. i kazał im pracować w tepekach. Uczyli się praktyki przez dobre pięć godzin. Marcinowi dostała się rola strzelca, mial strzelać z Browninga wz. 30. Reszte dnia Marcin poświęcił nauce obsługi tegoż Browninga. Po tych treningach był tak padnięty, że jedyne co dał rade zrobić po kolacji to iść spać do swojej wygodnej pryczy...

Image
A oto i jeden ze wspaniałych tepeków.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Gócha




Dołączył: 15 Wrz 2006
Posty: 128
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z nikąd...

PostWysłany: Pon 17:01, 25 Wrz 2006 Powrót do góry

No, Marku, pogratulować Ci muszę - bardzo ciekawe opowiadanie. Kontynuuj, bo sie wkrecilam : )


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Heretyk
Gracz C&Ż



Dołączył: 15 Wrz 2006
Posty: 139
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wrocław

PostWysłany: Sob 18:44, 30 Wrz 2006 Powrót do góry

Czemu już nie piszesz? czekam na dalsze opowiadania!!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Kwiatek
Marcin Prokop



Dołączył: 15 Wrz 2006
Posty: 334
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: ODPOWIEDŹ TO... 42

PostWysłany: Pon 15:59, 13 Lis 2006 Powrót do góry

Było jeszcze ciemno, kiedy Marcin usłyszał głośny alarm. W obozie panowało zamieszanie. Nagle do baraku wszedł Zawadzki:
- Ruszać się ludzie, nie ma zbyt wiele czasu - Zawadzki był wyraźnie podenerwowany - Ubierać się i wsiadać na maszyny - przy tym Zawadzki wykonywał zapraszający poza barak gest.
Nie minęło wiele czasu jak wszyscy szybko ubrali się i wybiegli na zewnątrz. Marcin nie wiedział jak się zachować, pierwszy raz był w takiej sytuacji. Stał tak wryty przez kilka sekund, gdy po chwili cos udeżylo go w ramie.
- Marcin, ruszaj się, szybciej, szybciej! - krzyczał do niego Zawadzki.
Bez słowa zaspany Marcin wskoczył do maszyny i ruszyli.
- Niemcy zaatakowali na pobliską wieś, mamy tam mały garnizon. Musimy się pośpieszyć - Zawadzki tłumaczył przez radiostacje innym załogom.
Marcin nie słuchał. Wiedział co ma robić - zabić i wygrać.
Po paru minutach dojechali do wsi. Sytuacja nie była zbyt dobra, zważywszy na to, że Niemcy wdarli się do środka zmuszając obronę na ucieczkę do lasu. Podjechali bliżej, Marcin zaczął strzelać. W tym całym zamieszaniu nie widział zbyt wiele. Dostrzegł, że jedna z polskich maszyn wybuchła około dziesięciu metrów od nich. Na końcu drogi okopało się paru Niemców z Pancerfaustami. Już miał zamiar serią z KM zestrzelić okopanych Niemców czołg zakręcił w inną uliczkę. Kiedy przestał strzelać dostrzegł, że Niemcy zaczęli się wycofywać. Paru nielicznych pozostało tworząc ogień zaporowy. Reszta tepeków w moment uporała się z nieliczną siłą wroga. Zaczął się pościg. Niestety już po chwili Marcin zorientował się, czemu zadanie było takie łatwe. Z nad lasu wyleciały trzy niemieckie bombowce i zaczęły bombardować miasto. Czołgi które nie zdążyły uciec ze wsi na czas spłonęły razem z nią. Pozostało zaledwie pięć czołgów. Kontynuowali pościg. Kiedy wjechali do rzadkiego lasu czekała ich tam niespodzianka - czołgi nieprzyjaciela.
Zawadzki krzyczał coś do załogi, ale odgłos wybuchu sąsiedniego czołgu nie pozwolił słyszeć Marcinowi wiele. Domyślił się, ze Zawadzki zarządził odwrót bo tepeki zaczęły pośpiesznie uciekać. Zaczął strzelać. Niemcy nie gonili ich długo, kiedy wjechali do lasu przez wioskę dali im spokój ustawiając na linii wsi swoje czołgi.
Wrócili do obozu. Straty były ogromne, ostały się 2 czołgi. Do obozu przyjechała brygada strzelców którzy od razu zajęli się szykowaniem obrony obozu.
- Wysiadać i szykować obronę, wróg może zaatakować w każdej chwili!
Marcin pośpiesznie zareagował na rozkaz przełożonego.
Wysiadł i zaczął pomagać strzelcom. W niecałą godzinę zbudowali postawną zaporę i zaminowali część lasu.
Po uporaniu się z obroną Marcin siedział jeszcze na warcie przez około dwie godziny po czym poszedł spać...


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Avlime Tabrone Oansis




Dołączył: 12 Lis 2006
Posty: 12
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 19:58, 13 Lis 2006 Powrót do góry

Opowiadanie ciekawe. Oceniłabym je na bardzo dobry z minusem... bo są błędy Wink Np:
Cytat:
Jeden z oficerów zaprowadził szeregowych do kuchi gdzie dostali jakieś malo przyjemne (w wyglądzie i zapachu) jedzenie.

brakuje przecinka przed "gdzie".
Cytat:
Po uporaniu się z obroną Marcin siedział jeszcze na warcie przez około dwie godziny po czym poszedł spać...

brakuje dwóch przecinków... przed "Marcin" oraz przed "po czym".

Czekam na kolejne części Smile


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Heretyk
Gracz C&Ż



Dołączył: 15 Wrz 2006
Posty: 139
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wrocław

PostWysłany: Pon 21:12, 13 Lis 2006 Powrót do góry

Droga Avlime prosze zobaczyć ,że ta opowieść jest napisana w pośpiechu.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
TuPaK
Gracz C&Ż



Dołączył: 15 Wrz 2006
Posty: 239
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Od butelki

PostWysłany: Wto 1:22, 14 Lis 2006 Powrót do góry

Powinniście się cieszyć, że napisał to na trzeźwo Wink Po pijaku to by z tego wyszły dwa zdania, których znaczenia i tak nikt oprócz niego samego by nie odgadł Laughing


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Avlime Tabrone Oansis




Dołączył: 12 Lis 2006
Posty: 12
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 17:56, 14 Lis 2006 Powrót do góry

Heretyk napisał:
Droga Avlime prosze zobaczyć ,że ta opowieść jest napisana w pośpiechu.

Niemniej powinno się dbać o poprawność... co, na maturze też narobi błędów "z pośpiechu"? Kto będzie słuchał takich tłumaczeń? Twisted Evil
Inną sprawą jest, że ja sama nie potrafię zbyt dobrze sprawdzać błędów (ortografia leży i kwiczy, no ale zaświadczenie o dysleksji jest gdzieś na dnie szafy... Wink ) ale z interpunkcji najgorsza nie jestem Wink Ale sam fakt, że ja zobaczyłam te błędy, znaczy, że ktoś kto się na tym zna, pewnie znalazłby dużo więcej Razz


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Karin




Dołączył: 22 Wrz 2006
Posty: 150
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Reykjavik

PostWysłany: Wto 19:54, 14 Lis 2006 Powrót do góry

eee.
ale to nie matura tylko forum clody.Razz
to chyba powinno wszystko wyjasniac ?Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Avlime Tabrone Oansis




Dołączył: 12 Lis 2006
Posty: 12
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 16:16, 16 Lis 2006 Powrót do góry

Karin napisał:
ale to nie matura tylko forum clody.
to chyba powinno wszystko wyjasniac ?

Wbrew pozorom nic nie wyjaśnia Razz Rozumiem, że wy niekoniecznie się tym przejmujecie, ale ja już mam taki charakter, że się czepiam Twisted Evil
I jeszcze jedno... wyboraźcie sobie taką sytuację:
Wojna, żołnierze dostają taki rozkaz odnośnie jednego z więźni:

"Wypuścić nie można zabić."

W od jednego przecinka zależy tutaj życie owego więźnia Mr. Green


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Karin




Dołączył: 22 Wrz 2006
Posty: 150
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Reykjavik

PostWysłany: Czw 18:52, 16 Lis 2006 Powrót do góry

no tak. akurat z tym przecinkiem sie zgodze.Wink
ale to tez zalerzy od kontekstu, nie ?
jak sie czyta całe opowiadanko, to sie wie o co chodzi.
a tak wyrwane z kontekstu, to rzeczywiscie.
wymaga przecinka.Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Kwiatek
Marcin Prokop



Dołączył: 15 Wrz 2006
Posty: 334
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: ODPOWIEDŹ TO... 42

PostWysłany: Wto 15:56, 21 Lis 2006 Powrót do góry

Marcin spał około trzech godzin, gdy nagle obudziły go wystrzały. Szybko ruszył się ze swojej pryczy i wybiegł z koszar. Niemcy atakowali obóz. Wielkie zamieszanie, spowodowało, ze Marcin nie wiedział jak się zachować. Stał jak wryty przez moment, przez co o mało nie został postrzelony w głowę. Jakiś oficer strzelców złapał go za brudny rękaw i pociągnął go na ziemie.
- Co ty robisz chłopcze, mogłeś ostro oberwać!? – Krzyknął do Marcina. – Rusz się szybko do zbrojowni i weź broń. – Zmarszczył się lekko zmartwiony – zostań tam, pilnuj zbrojowni!
Marcin bez słowa ruszył się szybko do magazynu. Biegł przez obóz widząc dookoła śmierć swoich kompanów. Szybkim ruchem ręki otworzył magazyn i wbiegł do środka.
- Nie rób tego więcej, mogłem cię zabić! – Krzyknął do niego jeden ze strzelców stojący przy oknie.
- Gdzie jest wasz oficer? – Rozejrzał się. – Miałem odebrać tu broń.
- Nie ma tu oficera, zostaliśmy całkiem sami – ciągnął żołnierz. – Bierz strzelbę i zmień mnie na chwile – oberwałem w ramie.
Bez słowa wykonywał rozkazy strzelca. Zaopatrzył się w strzelbę i stanął przy oknie. Bal się strasznie. Strzelał na oślep. Zdawało mu się, że udało mu się zestrzelić paru, ale nie wierzył w to – Niemcy ciągle przybywali.
- Padnij! – Strzelec złapał go za rękaw i upadli razem na ziemie.
Do pomieszczenia wpadł granat. Marcin pomyślał, że zaraz wszystko wybuchnie (pomieszczenie, w którym się znajdowali było przecież zbrojownią). Wstał szybko i wybiegł z budynku. Wielki wybuch za nim ogłuszył go, a siła rażenia rzuciła nim kilka metrów przed niego prosto do okopu, który zajmowali już wrogowie.
- Wstawaj Polaku! – Krzyknął do niego Niemiec namierzając go na muszkę swojego karabinu. – Rusz się, nie mamy czasu, ręce do góry!
Cieszył się tylko z faktu, że mógł skończyć jak tamten w magazynie. Grzecznie poszedł z Niemcem, bal się o siebie. Zdawał sobie sprawę, że dla niego to już jest koniec wojny, nie chciał tego, chciał dalej bronić ojczyznę.
Bitwa nadal trwała, gdy szli przez las. Nagle Niemiec zatrzymał go i powiedział.
- Marcin ruszaj się, nie mamy czasu – ściągnął hełm, okazało się, ze to zawadzki przebrany w niemiecki mundur. – No, co się tak gapisz, ruszaj się, musimy wiać.
- Dokąd? Znajdą nas bardzo szybko. – Marcin nie był pewien siebie, nie wiedział, co ma powiedzieć.
Zaczęli uciekać przez las. Z dala słychać było strzały. Nagle Zawadzki upadł na ziemię. Marcin obejrzał się za siebie. Zobaczył stojącego jakieś sześćdziesiąt metrów dalej Niemca, który prawdopodobnie przed chwilą powalił Zawadzkiego. Niemiec strzelał dalej. Marcin próbował uciekać w głąb lasu, ale i jego w końcu dosięgneła niemiecka kula. Dostał w prawe biodro. Nie uszkodziło go to zbytnio, ale niestety przewrócił się na ziemie. Poczuł piekący ból, a potem zemdlał…


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Kwiatek
Marcin Prokop



Dołączył: 15 Wrz 2006
Posty: 334
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: ODPOWIEDŹ TO... 42

PostWysłany: Czw 14:54, 23 Lis 2006 Powrót do góry

Kiedy się obudził nie wiedział gdzie się znajduje. Ciemna, brudna cela z małym okienkiem na wysokości 2,5 metra. Przy jednej ze ścian stało piętrowe łóżko. Nikogo oprócz niego nie było w celi. Ciężki, mosiężne drzwi zamknięte z drugiej strony broniły mu wyjścia. Obolały podszedł do nich. Zauważył, że jego rany są opatrzone. Spojrzał przez małą szczelinę, którą dostarczano (jak się domyślił) jedzenie. Widział ciemny, brudny korytarz. Domyślił się, że znajduje się w jakiejś starej piwnicy. Tylko słońce wpadające przez okno pomagało mu widzieć w tych nieludzkich warunkach.
- Hej! Jest tam ktoś? – Zawołał.
Ból rany był straszny, już miał zamiar się położyć, gdy nagle światła w korytarzu zapaliły się. Słychać było kroki trzech, lub czterech mężczyzn. Odsunął się od drzwi o parę kroków. Szczęk wyciąganych kluczy wystraszył go lekko. Ktoś zaczął otwierać jego cele. Drzwi otworzyły się ze szczękiem. Do sali weszło dwóch niemieckich żołnierzy i jeden więzień, prawdopodobnie Polak. Niemcy wrzucili go do środka, był poturbowany i pobity. Jeden z Niemców spojrzał na Marcina. Marcin nie wiedząc, co robić odsunął się w stronę pryczy. Niemcy wyszli, zamknęli drzwi. Więzień leżał na ziemi tak przez parę chwil, gdy nagle poruszył się. Odwrócił się w stronę Marcina, był cały pobity. Krew na jego twarzy zlewała się ze łzami.
- Powiedziałem im, powiedziałem im wszystko. – Odezwał się.
- Co im powiedziałeś? – Marcin był zdziwiony tonem mężczyzny. – Kim jesteś?
- To już nie jest ważne kim jestem, powiedziałem im, teraz już na pewno przegramy tę wojnę.
- Ale o co chodzi, co im powie…
- Powiedziałem im wszystko, ty też tak lepiej zrób, jeśli chcesz żyć. – Przerwał Marcinowi. – Powiedziałem im o ruchach naszych wojsk, teraz pewnie okrążą je i nie dadzą dojść do Warszawy. Nikt nie obroni stolicy.
Marcin był lekko zdenerwowany postępkiem więźnia, nie odezwał się. Usiadł na pryczy i wlepił wzrok w okno, które jako jedyne w tej celi sprawiało mu radość.
- Po ciebie też przyjdą, też cię będą męczyć. Lepiej powiedz im wszystko. Lepiej uratuj siebie, wojna już jest przegrana. Obiecali mi w zamian przeniesienie do zwykłego więzienia, za parę lat wyjdę i będę miał normalne życie. – Marcin wydawał się obojętny na skomlenia więźnia – Słuchaj mnie, dużo wiem.
- Nie odzywaj się.
Siedzieli w celi przez następny kwadrans, gdy nagle drzwi do celi otworzyły się i weszło dwóch niemieckich żołdaków.
- Idziesz z nami! – Złapał Marcina za rękaw i podniósł go z pryczy. Wynieśli go z celi.
- Pamiętaj co ci mówiłem – Krzyczał za nim więzień.
Prowadzili go przez korytarz. Weszli po schodach na górę. Zdawałoby się, że znajdowali się w jakimś baraku. Wprowadzili go do jakiegoś pokoju. Był to pokój przesłuchań. Przy oknie stał jakiś oficer. Sprawa wydawała się przegrana, Marcin nic nie wiedział, nie był oficerem. Musieli go wziąć przez pomyłkę.
- Siadaj! – Warknął żołdak.
Marcin spokojnie usiadł przy stoliku.
- Jak się nazywasz? – oficer obrócił się. Był poważny. – Polaku, zapytałem cię o coś!
- Marcin Shmidt – spokojnie odpowiedział patrząc się na oficera. Zdawało by się, że już wcześniej gdzieś go widział.
Niemiec przyjrzał się ze zdziwieniem Marcinowi. Podszedł bliżej, przyjrzał się jego twarzy.
- Taak? Hmm… - odwrócił się do żołnierza – odmaszerować.
Żołdak pospiesznie wyszedł z Sali.
- Więc nazywasz się Shmidt? To takie typowe polskie nazwisko? – Lekko się uśmiechnął.
- Nie, mój ojciec był Niemcem. – krótko i stanowczo powiedział prosto w twarz oficera.
- Opowiedz mi o swojej rodzinie.
- Mieszkaliśmy na Śląsku. W czasie pierwszej wojny mój ojciec walczył po stronie Niemców, był oficerem.
- To, czemu ty stanąłeś po drugiej stronie?
- Ja byłem Polakiem.
- Czy twój ojciec nazywał się Hans Shmidt?
- Owszem – odparł lekko zdziwiony.
- Zatem wiedz, że walczyłem razem z twoim ojcem na froncie. Pamiętam cię jak byłeś jeszcze mały.
Marcin nie wiedział, co ma odpowiedzieć, poczuł się lekko nieswojo.
- Pamiętam cię, jak byłeś mały – powtórzył oficer. – Twój ojciec był moim najlepszym przyjacielem. Hmm… Sam nie wiem. – Rozejrzał się po sali – pomogę ci uciec.
- Pomożesz mi? – zdziwił się,
- Masz – wyciągnął z kieszeni klucze – weź je. Ale nie uciekaj teraz. Wezwę cię za parę dni i powiem więcej.
- Ale…
- Straż! Wyprowadzić więźnia! – oficer przerwał Marcinowi.
Do Sali wszedł strażnik. Złapał go za rękaw i zaprowadził powrotem do celi.
Marcin długo myślał o sytuacji. To mógł być podstęp. Nie chciał już więcej myśleć, wszystko go przytłaczało. Poszedł spać…


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Heretyk
Gracz C&Ż



Dołączył: 15 Wrz 2006
Posty: 139
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wrocław

PostWysłany: Wto 14:40, 12 Gru 2006 Powrót do góry

Kwiatku! Bardzo dobre opowiadanie, Widze, że wzorujesz się na powieściach pana B. Wołoszańskiego.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Avlime Tabrone Oansis




Dołączył: 12 Lis 2006
Posty: 12
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 0:09, 30 Gru 2006 Powrót do góry

O! Podoba mi się pomysł z wykorzystaniem niemieckiego nazwiska Smile Wymyśliłeś coś sensownego, żeby Marcina jakoś wyciągnąć z opresji. To się chwali Smile

Jeśli chodzi styl... bardzo rzuciło mi się w oczy jedno duże niedociągnięcie:
Cytat:
Szczęk wyciąganych kluczy wystraszył go lekko. Ktoś zaczął otwierać jego cele. Drzwi otworzyły się ze szczękiem.

"Ktoś zaczął otwierać celę i drzwi się otworzyły." i masło maślane, dziwne gdyby się nie otworzyły, musiałyby być chyba zaspawane Wink Zbyt blisko siebie był użyty dwa razy czasownik "otwierać". Na przyszłość unikaj raczej tego typu zestawień, bo strasznie to razi Wink

Więcej grzechów nie pamiętam... Twisted Evil


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
 
 
Regulamin